Książki

„Doggerland. Podstęp.” – Maria Adolfsson

Doggerland – istniejący w okresie zlodowacenia północnopolskiego w południowej części Morza Północnego masyw lądowy łączący Wielką Brytanię obecnymi wybrzeżami Danii, Niemiec i Holandii (Wikipedia).

Dziś także grupa wysp na Morzu Północnym będąca miejscem wydarzeń w książkach Marii Adolfsson.

Doggerland – TOM 1

„Doggerland. Podstęp” przeczytałam już kilka miesięcy temu, w ramach akcji #czytam_se i maratonu czytelniczego jaki organizowała annku.czyta – tylko ja, jak to ja, jak sobie umyślę jakieś zdjęcie, to zrobię je wg. tego pomysłu, albo wcale. I tak właśnie było z tą książką. Tylko przez prawie pół roku, nie miałam okazji zrobić fotografii z moich wizji i nadszedł czas powiedzieć sobie – ta książka była za dobra, żeby odwlekać ten post w nieskończoność.

No i oto jestem. Ja i moja opinia. I zdjęcie nie takie jakie miało być, ale chyba nie jest złe 🤫

Karen Eiken Hornby

Komisarz Karen Eiken Hornby już w pierwszej sekundzie po przebudzeniu wie, że pójście z własnym szefem do łóżka było fatalną pomyłką. Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, gdy okazuje się że rankiem, gdy ona przemykała się do własnego domu, ktoś zamordował jej sąsiadkę. A konkretniej Susanne – byłą żonę szefa Karen. Dokładnie tego samego, z którym spędziła noc.

Sprawa od samego początku jest skomplikowana – Karen widziała Susanne nad ranem, jest tego praktycznie pewna, czy to znaczy że ktoś popełnił morderstwo w biały dzień? Tylko kto? Społeczność małego miasteczka niechętnie współpracuje z policją. Policja również niechętnie współpracuje sama ze sobą, zwłaszcza kiedy okazuje się że to Karen będzie prowadziła śledztwo (No bo jak to?! Kobieta?!). Żadnych śladów, żadnych poszlak, żadnych świadków.

Być na archipelagu Doggerland

Śledztwo zaczyna się przenikać z historią Doggerlandu – niewielu zostało mieszkańców, którzy pamiętają pierwszych osadników na tych ziemiach. Kiedyś komuna założona przez grupkę wizjonerów, dziś zwykłe szare miasteczko. I chociaż w wielu opiniach spotykałam się ze zdaniem, że te wstawki były nudne, niepotrzebne i za bardzo rozwleczone, to dla mnie właśnie one sprawiły, że czasami wręcz czułam się jakbym naprawdę była na archipelagu Doggerland, czuła ten chłód wiejący od morza i siedziała z Karen w pubie Zając i Wrona, a takie uczucie bardzo cenię sobie w książkach.

Dodatkowo jeszcze wgniatające w fotel zakończenie, którego troszeczkę się domyślałam, ale w jeszcze innej formie – czyli wgniecenie w fotel x2 i już wiem, że mogę Marię Adolfson wstawić na listę ulubionych autorek. I chociaż nie dane mi było jeszcze sięgnąć po kolejną część „Doggerland. Sztorm.” to już nie mogę się doczekać kolejnego spotkania z Karen.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *