Książki

Cymanowski Młyn i Cymanowski chłód – Stefan Darda i Magdalena Witkiewicz

Cymanowski Młyn, Cymanowski chłód… Trzeba było napisać tę recenzję od razu jak skończyłam, a nie, nie dość że czekać, to jeszcze usiąść do tego po przeczytaniu Cymanowskiego chłodu… Bo to już w ogóle jest zawrót głowy i myślenia…

Czas pokazał…

Długo nie byłam w stanie napisać recenzji do tych książek – a bo to nie było pomysłu na zdjęcie, a bo to sama nie wiedziałam co napisać, a bo to zaraz po Cymanowskim Młynie zaczęłam czytać Cymanowski chłód i było „napiszę dwie na raz”… I tak minął… ROK! Rok to zarazem dłuugi czas, jak i bardzo dobra wskazówka co do tego, jakie te książki były. Dlaczego? A no dlatego, że czasami patrzę się na mój Instagram i myślę… Kurcze… Ja czytałam tę książkę? O czym to było? A te dwie hucznie okrzyczane jako „mistrzowskie połączenie powieści obyczajowej i thrillera zapewniającego lekturę na najwyższym poziomie emocji od pierwszej do ostatniej strony” pozycje pamiętam że czytałam i wiem o czym były…

Cymanowski Młyn

Monika i Maciej stoją na rozdrożu swojego małżeństwa. Poukładać pewne sprawy ma pomóc wspólny wyjazd, do miejsca gdzie jest przytulnie, ale też nie ma praktycznie niczego. Małżeństwo liczy na czas dla siebie, jednak dosyć szybko klimat się zmienia. Maciej wyjeżdża, a do Moniki wracają (nomen omen) duchy przeszłości.

I teraz tak: wjeżdżają tajemnice z przeszłości (każdego z bohaterów), niespełnione miłości (każdego z bohaterów), upiory, bagna, romanse, motocykl, opętanie i… to wszystko zakropione domową nalewką. Można by rzec – mieszanka wybuchowa. Tylko czy ta mieszanka nie odbije nam się czkawką? A no właśnie. Jest to bardzo prawdopodobne, bo w ostatecznym rozrachunku z „mistrzowskiego połączenia powieści obyczajowej i thrillera” dostajemy licealny romans dorosłych ludzi z wątkiem paranormalnym. Przez który w niektórych momentach bym nie przebrnęła gdyby na pomoc nie przyszedł audiobook na prędkości x2…

ALE przynajmniej do dziś pamiętam.

Cymanowski chłód

Skoro już udało mi się naskrobać recenzję „Cymanowskiego Młyna”, zerwijmy do końca ten plaster i wprowadźmy trochę chłodu w te upalne dni. Dziś czas na „Cymanowski chłód”, drugą część połączenia powieści obyczajowej i thrillera autorstwa Stefana Dardy oraz Magdaleny Witkiewicz.

Nadchodzi zima. Pensjonat Cymanowski Młyn szykuje się do niskiego sezonu. Spadający na okolice śnieg powinien przynieść mieszkańcom ukojenie – nie tylko dzięki stworzeniu magicznej atmosfery, ale przede wszystkim przez to, co może on przysłonić.

Ale tak naprawdę okazuje się, że nie będzie to spokojna zima. W okolicy duch, ducha, duchem bandytów pogania… Ale żeby na duchach się nie skończyło znów mamy romans, tajemnice i trupy. Mamy też pieniądze, strzelaniny, porachunki, krwawiący naszyjnik, laleczki voodoo i na pewno coś jeszcze, tylko że po prostu tego natłoku wszystkiego nie sposób zapamiętać… Czyli jednak znów to samo – wszystko i nic w klimatach trochę liceum, trochę dorosłych problemów.

Kurczę… Teraz tak siedzę i myślę… Nie lubię tak „jechać” po książkach, ale naprawdę takie wrażenie i wspomnienia ta pozycja we mnie zostawiła.

Chociaż… Czytało się szybko. Taki plusik.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *